🌚 Kazanie Na 5 Niedzielę Zwykłą Rok A

Niedziela zwykła (A) liturgia.wiara.pl Homilie na niedziele i uroczystości Rok A 22. Niedziela zwykła (A) rss newsletter facebook twitter. wiecej ». Czytania. Ez 34,11–12.15–17. Psalm. Ps 23. Syn nie paktował jednak z Ojcem: „Ja ci dam moją duszę, a Ty dasz mi moc”. Gdy był już na ziemi, nadal kochał, stale oddawał swoje życie Ojcu. Krzyż odsłonił przed nami tę Jego miłość, ofiarę z samego siebie. Natomiast szyderstwo z Golgoty: „Zejdź z krzyża, pokaż, jaki jesteś silny!”, było kuszeniem Jezusa przez ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO. Czytałem o pewnym chłopcu, który co prawda żył czternaście wieków temu, ale myślał podobnie jak niektórzy z was. Miał na imię Izydor i pochodził z Hiszpanii. Gdy był w waszym wieku, to nie lubił się uczyć. Wolał się bawić ze swoimi braćmi więcej. Poprzednia strona: Wychowanie, ks. Dzieło Biblijne - HOMILIA NA XVII NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ "A" (30.07.2023) Powszechnie przyjmuje się, że słowa te stanowią sedno «Reguły» świętego Benedykta. Tymczasem wnikliwa lektura tego pisma prowadzi do nieco innych wniosków. Wydaje się, że święty Benedykt najistotniejsze przesłanie zawarł w pierwszych i ostatnich słowach Tematem liturgii Słowa jest spotkanie, które zmienia ludzkie życie. Izajasz, Paweł, Piotr oraz inni uczniowie spotykają Boga i świadczą wobec nas o przemieniającej mocy tego spotkania. Izajasz i Piotr mówią o swoim lęku, a Paweł o swej niegodności. Spotkanie ze Świętym Bogiem objawiło im głębię ich własnej grzeszności. Wstęp. Celowość tego rodzaju publikacji, jak niniejsze "Kazania niedzielne" (na razie na niedziele Roku B), uzasadniają powszechne spostrzeżenia wyrażone w takich powiedzeniach, jak: verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady pociągają, albo: exemplis discimus - uczymy się na przykładach, albo: homines amplius oculis Śpiew Ewangelii – V Niedziela Zwykła, rok C (Łk 5, 1-11) Watch on. Śpiew jest tradycyjną formą głoszenia Słowa. Podkreśla jego wagę, przypomina o wyższości nad homilią czy kazaniem, sprzyja słuchaniu wiernych i nakierowuje na celebrację, na oddawanie chwały Bogu. Najczęściej śpiewane Słowo Boże można usłyszeć w trakcie 17. NIEDZIELA ZWYKŁA (rok C) Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski. Cechy prawdziwej modlitwy, ks. Janusz Mastalski. Na tym pouczeniu Mistrz nie poprzestaje. W słowach: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam”, zawarte są kolejne cechy modlitwy. Chrystus wzywa wszystkich do konsekwencji w Przez Chrystusa, naszego Zbawiciela przedstawmy Bogu nasze prośby. Prośmy za Kościół święty, aby stawał się dla dzisiejszego świata czytelnym znakiem obecności Królestwa niebieskiego na ziemi. Ciebie prosimy. Prośmy za Ojca Świętego, aby mógł głosić bez przeszkód Dobrą Nowinę o zwycięstwie Chrystusa nad grzechem. YSJLh. Kazanie CNN o. Adama Szustaka OP na Niedzielę 5 lipca 2020 – 14. Niedzielę Zwykłą (Rok A) – CNN [#188] Jeżeli jesteś za duży, nie wejdziesz do nieba! Zobacz też –> Niedziela 5 lipca 2020 – Franciszkańskie rozważanie “Daję Słowo” Źródło / czytania Liturgii Słowa —> Langusta na Palmie: CNN [#188] Jeżeli jesteś za duży, nie wejdziesz do nieba! Zapraszamy na niedzielne bardzo dobre wiadomości! //W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze,… Opublikowany przez Langusta na palmie Sobota, 4 lipca 2020 Langusta na Palmie – aby wesprzeć kliknij tu → Langusta na Palmie w social media: Facebook —> Twitter —> Instagram —> Więcej nagrań o. Adama Szustaka znajdziesz na —> Ks. Edward Staniek HOMILIE NA NIEDZIELE I ŚWIĘTA Rok A, B, C © Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2003 Wydawnictwo "M" ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, e-mail: wydm@ TRZYNASTA NIEDZIELA ZWYKŁA Czyt. I - 1 Krl 19, Czyt. II - Ga 5, Ewangelia - Łk 9,51-62 WARTOŚĆ WYRZECZENIA Kiedy uważnie czytamy dzisiejsze fragmenty Ewangelii św., trudno obronić się przed posądzeniem Chrystusa o „nieludzkość". Bo jak ocenić żądania zrezygnowania z udziału w pogrzebie rodzonego ojca? Przecież Jezus wiedział, że jest dzień pogrzebu ojca, a mimo to powołanemu uczniowi nie pozwala wziąć w nim udziału. Czy nie mógł zaczekać jeden dzień? Drugiemu zabrania pożegnać się ze swoimi bliskimi w domu. Wydaje się, że gest pożegnania jest gestem miłości. Tymczasem Chrystus żąda zrezygnowania z tego gestu. Wyraźnie widać, że Jezusowi chodzi o to, aby Jego uczeń potrafił zerwać nawet najbliższe sercu więzy łączące go z rodziną, z domem. Dlaczego Chrystusowi chodzi o umiejętność rezygnowania? Odpowiedź jest prosta. Jezus zabiega o to, by Jego uczeń był wolny, a nie ma wolności bez opanowania sztuki rezygnacji. Tylko ten jest prawdziwie wolny, kogo stać na rezygnację ze wszystkiego. Ewangeliczna droga życia jest jedyną drogą na świecie, na której płaci się samym sobą. Postęp na tej drodze jest możliwy wyłącznie za cenę wyrzeczenia. Trzeba płacić sobą, trzeba płacić samozaparciem, trzeba płacić rezygnacją. Na innych drogach tego świata można płacić innymi wartościami. Jednym bogactwo pozwala zajść w życiu bardzo daleko, inni wspinają się przy pomocy znajomości. Dzisiaj protekcje są nawet cenniejsze aniżeli pieniądze. Ktokolwiek chce robić karierę w tym świecie, musi mieć „plecy", nie ma innej możliwości. Niejednokrotnie ludzie płacą nawet swoją godnością. Pomagają na tej drodze piękne oczy, przystojny wygląd, mocne łokcie, itp. Natomiast na ewangelicznej drodze to wszystko jest nieważne. Przy pomocy tych wartości nie zrobi się ani jednego kroku. Tu płaci się sobą, zaparciem, wyrzeczeniem. To jest droga wolności, droga prowadząca do prawdziwej miłości. Najwięcej boimy się tej wielkiej ceny. I nie dziwmy się, że Chrystus ma tak niewielu uczniów. Cena przynależności do Niego jest najwyższą ceną, jakąmożna zapłacić na ziemi. Ta cena odstrasza. Z tym, że my zazwyczaj dostrzegamy wysokość ceny, a nie dostrzegamy wartości, którą za nią nabywamy. Tymczasem Chrystus stawia sprawę jasno: ty Mi daj siebie samego, a Ja Ci dam siebie. To jest prawo Ewangelii. Dlatego na ewangelicznej drodze płaci się sobą, rezygnacją z wszystkich doczesnych wartości dla Chrystusa, ponieważ On również płaci sobą. Może to zrozumieć tylko ten, kto prawdziwie kocha, bo jest to prawo miłości. Dopiero wtedy, kiedy człowiek prawdziwie kogoś kocha, potrafi dla niego zrezygnować ze wszystkiego. Jeśli matka prawdziwie kocha swoje dziecko, potrafi dla niego zrezygnować nawet z własnego życia. Jeżeli mąż prawdziwie kocha swoją żonę, potrafi dla niej zrezygnować ze wszystkiego. Jeżeli autentycznie kocham Chrystusa, to dla Niego potrafię zrezygnować nawet z wielkich doczesnych wartości. Spotkanie w miłości jest możliwe jedynie przez wyrzeczenie i w wyrzeczeniu. Drogą bowiem do miłości jest droga wolności, a warunkiem uzyskania pełnej wolności jest wyrzeczenie. Chciałbym, abyśmy dzisiaj postawili sobie pytanie: Z czego i dla kogo potrafimy zrezygnować? Szczera odpowiedź na to pytanie ujawni, kogo najbardziej kochamy. Jeżeli nas nie stać na rezygnację, to znaczy, że najbardziej kochamy samych siebie, ale to jest nasza klęska. Chrystus wzywa do wyrzeczenia dla kogoś, bo wtedy człowiek wygrywa. Przecież życie tylko wtedy ma sens, gdy żyję dla kogoś, cierpię dla kogoś i umieram dla kogoś, wówczas bowiem życie moje jest dziełem miłości. opr. ab/mg Copyright © by Wydawnictwo "m" Bóg mocny przychodzi łagodnie „Pan jest moją mocą i tarczą”, mówi autor Psalmu 28, „moje sercu Jemu zaufało”. Kiedy słuchamy tych słów, wyobrażamy sobie Boga, który jak potężny mocarz, jak wojownik staje za modlącym się człowiekiem. Wyobrażamy sobie Boga mocnego, który kruszy swoich i naszych nieprzyjaciół. On przychodzi jak burza, jak trzęsienie ziemi. Niszczy to, co nie poddaje się jego władzy. Za takim Bogiem często instynktownie tęsknimy. Tymczasem w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Królewskiej słyszymy wprost: Boga nie było w przechodzącej obok Eliasza wichurze. Nie było go także w potężnym trzęsieniu ziemi. Boga nie było także w ogniu. Ukrył się w lekkim powiewie (1 Krl 19,11-12). Co oznacza ten dziwny sposób, w jaki przychodzi On do proroka? Podobnie niespodziewanie Jezus dołącza do swoich na Jeziorze Genezaret (Mt 14,22-33). Dlaczego pozwala im się samotnie zmagać z falami i zgadza się na karkołomny spacer Piotra po wodzie? Bóg przychodzący w lekkim powiewie i kroczący po wodzie Jezus wydają się przekreśla nasze marzenia o Bogu mocnym, który w jednym momencie ratuje nas z opresji i ręki wrogów. 1. Pan przychodzi w „lekkim powiewie” Cała historia Eliasza to pasmo spektakularnych cudów przeplatanych sytuacjami, w których prorok nie jest pewien swojego jutra. Eliasz, to przecież ten, którego słowo sprowadza z nieba ogień (1 Krl 18,38). Przypomnijmy sobie pokrótce to, co dzieje się w rozdziale poprzedzającym czytany dziś fragment. Ogień spadający z nieba to końcowy akt wielkiej próby sił, która rozgrywa się pomiędzy Bogiem Izraela i pogańskim bożkiem Baalem. Eliasz, jedyny pozostały przy życiu prorok Boży, staje naprzeciw czterystu pięćdziesięciu sług kananejskiego bóstwa deszczu i urodzaju, Baala (1 Krl 18,22). Na górze Karmel, w obecności zgromadzonych Izraelitów ma się ostatecznie rozwiązać kwestia, kto jest prawdziwym bogiem Izraela (1 Krl 18,21-24). Przygotowany zostaje ołtarz i całopalenie. Bóg, który odpowie na modlitwy swoich sług zsyłając z nieba ogień, jest tym, któremu wszyscy oddadzą pokłon. Pomimo tańców a nawet krwi przelewanej przez swoich kapłanów Baal nie odpowiedział (1 Krl 18,26-29). Na słowa modlitwy Eliasza natomiast z nieba zstąpił ogień, który pochłonął ofiarę, ołtarz i otaczającą go wodę (1 Krl 18,30-38). Ta demonstracja mocy Boga i jego proroka kończy się wyznaniem wiary Izraela i rzezią kapłanów Baala, którzy zostali wydani pod miecz (1 Krl 18,39-40). Jeśli szukać w historii Eliasza momentu, w którym najwyraźniej objawia się potęga Boża, to niewątpliwie jest nim próba sił na górze Karmel. Zaraz potem jednak sytuacja zmienia się dramatycznie. Tak jak Eliasz rzucił wyzwanie pogańskiemu bożkowi, tak pogańska królowa Izebel rzuca wyzwanie Bogu Izraela i jego prorokowi. „Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel! Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie postąpię jutro z twoim życiem, jak się stało z życiem każdego z nich (t. j. proroków Baala) (1 Krl 19,2). Groźba jest poważna, bo pochodzi od bardzo wpływowej osoby, ale czyż Eliasz nie powinien był roześmiać się jej w twarz? Niedawno przecież otrzymał wyraźny znak Bożej obecności. Na własne oczy oglądał spadający z nieba ogień i zagładę sług obcego bożka. Czy Bóg, który obronił go przed armią fałszywych proroków, nie obroni go także przed ich królową? Eliaszowi jednak daleko do takiego zaufania. Wpada w przerażenie i zaczyna uciekać (1 Krl 19,3). Ukrywa się na pustyni w okolicach Beer-Szeby, i prosi, aby Pan skończył jego mękę i odebrał mu życie (1 Krl 19,4). Eliasz jest bliski depresji. Gdzie podział się ten prorok, który jeszcze kilka dni temu gotów był zmagać się sam jeden z pogańskim światem? Gdzie jest jego zsyłający z nieba ogień Bóg? Na razie posyła tylko swojego anioła, aby przygotował Eliasza do długiej drogi (1 Krl 19,5-8). Po czterdziestu dniach wędrówki Eliasz dociera do Bożej góry Horeb. Tu ma nastąpić długo oczekiwany moment spotkania pomiędzy Bogiem i Jego prorokiem. Spotkanie powinno wytłumaczyć niespodziewaną odmianę losu Eliasza. Dlaczego Pan najpierw dał mu zakosztować smaku zwycięstwa i swojej mocy, aby potem wydać go w ręce Izebel? Dlaczego Eliasz stchórzył, nie zaufawszy Bożej pomocy? Zauważmy, że natchniony autor Księgi Królewskiej opowiadający historię proroka wcale nie potępia go za jego strach i ucieczkę. Wydaje mu się to całkowicie naturalne. Jak inaczej zareagować na wyrok śmierci wydany przez potężną pogańską królową? Równie naturalnym wydaje się fakt, że Bóg dopuszcza, aby taka próba przyszła na jego proroka. Dzięki niej Eliasz doświadcza nie tylko swojej ludzkiej słabości i załamania. Ona ostatecznie także doprowadza do jego spotkania twarzą w twarz z Panem. Co chciał Eliaszowi powiedzieć Bóg, którego nie było w potężnej wichurze, ani w trzęsieniu ziemi, ani nawet w ogniu (1 Krl 19,11-12)? W Starym Testamencie wszystkie te znaki towarzyszą objawiającemu się Panu (cf. Rdz 15,17; Wj 24,17; Pwt 4,36; 5,25; 9,3; Sdz 5,4; 2 Sam 22,8; Ps 18,8; 60,4; 68,8; 77,19; 97,3; Iz 24,18; 29,6; 31,9; Jer 10,10; Joel 2,10). Prorok czułby się znacznie lepiej, gdyby przekonał się, że jego Bóg jest jak huragan; że może wstrząsnąć posadami ziemi; że jest jak ogień, który pochłonie Izebel. A tymczasem do Eliasza Pan przychodzi w lekkim powiewie (1 Krl 19,12). Co to znaczy? W Ps 107,29 czytamy, że Bóg potrafi zamienić gwałtowną burzę w łagodny powiew wiatru. Być może na górze Horeb Pan próbuje dać do zrozumienia Eliaszowi, że potrafi rozproszyć burzę zbierającą się nad jego głową? Ten sam obraz „łagodnego powiewu” pojawia się u Hioba, który opowiada o tym, jak Bóg przychodzi do niego w nocnych widzeniach, mówiąc szeptem (4,16). Bóg mocny który przychodzi w łagodnym powiewie wiatru, który mówi szeptem. Czyż to nie paradoks i sprzeczność? Czego mamy się z tego objawienia nauczyć? Żeby dopowiedzieć na to pytanie przejdźmy do innej sceny, która rozegrała się kilka wieków później na wodach Jeziora Genezaret. 2. Pan przychodzi krocząc po wodzie Podobnie jak w przypadku opowiadania o Eliaszu, historia spotkania uczniów z Jezusem na Jeziorze Genezaret poprzedzona jest spektakularnym cudem. Pan nakarmił ponad pięciotysięczny tłum rozmnożywszy pięć chlebów i dwie ryby (Mt 14,15-21). Zaraz potem nakazał apostołom, aby przeprawili się na drugi brzeg. Sam tymczasem udał się na górę, aby pomodlić się na osobności (Mt 14,22-23). Ewangelista Mateusz przekazuje, że łódź z uczniami była pośrodku jeziora, zmagając się z falami i przeciwnym wiatrem (Mt 14,24). Jezus tymczasem modlił się na górze. Dopiero w środku nocy zdecydował się dołączyć do swoich i zrobił to w dość oryginalny sposób. Mógł pojawić się już na brzegu i tam czekać na nich po męczącej przeprawie przez jezioro. Wówczas jednak zostawiłby ich na pastwę żywiołu, który w tym miejscu potrafi być bardzo groźny. Dość powiedzieć, że Jezioro Genezaret ze względu na swoje rozmiary nazywane jest także morzem (Jam Kinneret). Otaczają je góry i wzniesienia, które sprawiają, że rozgrzewające się powietrze spada tu z ogromną prędkością w dół wywołując burze, gwałtowne wiatry i fale sięgające kilku metrów. Jezus nie chce pozostawić swych uczniów na pastwę burzy, która rozpętała się nocą nad jeziorem, i dołącza do nich… krocząc po wodzie (Mt 14,25). Niestety przy szalejącym wietrze i falach oraz przy strachu, jaki niewątpliwie musiał zagościć w ich sercach, apostołom trudno rozpoznać w zbliżającej się postaci ich Mistrza. Biorą go za ducha i wpadają w przerażenie (Mt 14,26). Do walki z żywiołami natury dołącza fenomen ponadnaturalny – zjawa – która tym bardziej potęguje ich strach. Podobnie jak w przypadku Eliasza, znika gdzieś zaufanie w obecność i pomoc Bożą, w bliskość Jezusa, którego cuda oglądali poprzedniego dnia. Zastanawiającym jest także fakt, że Jezus zamiast uciszyć burzę, pozwala im przez długi czas zmagać się z nią. Przychodzi dopiero o czwartej straży nocnej, t. j. około trzeciej w nocy (czwarta straż nocna wprowadzona przez Rzymian rozciągała się od trzeciej w nocy do szóstej nad ranem). Nie ucisza burzy, lecz pojawia się pośrodku rozkołysanego silnym wiatrem jeziora. Przychodzi po cichu, w nocy. Na nic zdają się jego okrzyki „Odwagi!” i zapewnienia „To ja jestem” (Mt 14,27). Między apostołami panuje strach i konsternacja. Jakby tego było mało, Jezus nie zbliża się do łodzi, aby natychmiast rozwiać ich wątpliwości, lecz zatrzymuje się w pewnej odległości jakby obserwując. Można to wywnioskować z prośby Piotra: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” (Mt 14,28). Jezus zgadza się na tę próbę, która ma uczniów przekonać, że nie mają do czynienia ze zjawą. Piotr przekona się jednak szybko, że karkołomny wyczyn, na który się zdecydował, jest bardziej próbą dla niego niż dla Mistrza. Kiedy, ufając słowu Jezusa, staje przed Nim, uświadamia sobie nagle, że jego położenie jest nieprawdopodobne, wręcz absurdalne. Nic się nie zmieniło. Wokół niego szaleje burza, a on kroczy po falach, podczas gdy, według wszelkiej logiki, powinien tonąć! I zaczyna tonąć (Mt 14,30). Na szczęście wie kogo wezwać na pomoc. Ratuje go wyciągnięta ręka Jezusa (Mt 14,31). A uczniowie otrzymują dowód, na który czekali – to On, Pan. Jezus ostatecznie ucisza burzę (Mt 14,32), oni zaś wyznają coś, co tej pory jeszcze nie przeszło im przez gardło – „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,33). Czas wyciągnąć wnioski z dwóch opowiadań. Aplikacja Tak w historii Eliasza jak i w historii uczniów z Jeziora Genezaret Bóg przychodzi na sposób, którego nikt się nie spodziewał. Prorok nie znajduje go w żywiołach pełnych mocy lecz w cichym powiewie wiatru, w cichym głosie, który mówi do jego serca. Nie jest łatwo rozpoznać obecność Bożą w tak małych znakach. Podobnie Apostołowie, zanim zobaczą Jezusa uciszającego burzę na jeziorze, widzą go zbliżającego się cicho do ich łodzi, z daleka, podobnego do zjawy. Dlaczego w obu tych historiach Bóg nie objawia się swoim sługom jasno, tak aby ich przekonać? Dlaczego pozwala Eliaszowi zaznać strachu i ucieczki; dlaczego skazuje apostołów na zmaganie się z żywiołem? Czy tak wygląda Bóg mocny, który ma być dla nas mocą i tarczą? Dlaczego czeka, kiedy powinien działać? Po co mu ten moment zawieszenia? Ten właśnie moment nadaje naszemu bardzo realistyczny rys. Sprawia, że nie kwalifikuje się do on do świata bajek, w którym wszystko rozwiązuje się magicznie, za jednym pociągnięciem różdżki. Świat ludzki pełen jest cierpienia, niesprawiedliwości, niespodziewanych zdarzeń i sił, które są w stanie zgnieść kruche ludzkie życie. Uczyniliśmy go takim przez nasz grzech i niefrasobliwość. W tym świecie nasz Bóg chce być i jest obecny blisko nas. Szuka popadającego w zwątpienie Eliasza i proponuje mu spotkanie. Szuka zagubionych na środku jeziora uczniów i mówi im: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!”. To „Ja jestem” ma bardzo szczególny sens. Znaczy: jestem blisko ciebie w czasie trudów i twojej życiowej próby. Ten czas nas nie ominie. Byłoby niedorzecznością oczekiwać tego od Boga. To tak jakby prosić go o to, żeby zabrał nas z tego świata. Póki trwa nasze ludzkie życie, trwać będzie walka fałszu z prawdą, walka Izebel z Eliaszem. Póki żyjemy, będziemy musieli pokonywać spiętrzone wody problemów. Bóg cicho, bez pompy staje wówczas przy nas i mówi do naszego serca. Nie zniechęca się naszym brakiem zaufania i małą wiarą. Bierze je poważnie pod uwagę. Wie, że najtrudniej przekonać do siebie pełne strachu ludzkie serce. Choć przychodzi do nas tak niepozornie, jest przecież Bogiem mocnym, zdolnym ocalić nas od zwątpienia, dodać siły i uciszyć nasze życiowe burze. Tak. Dla tych, którzy Mu zaufają Pan jest jednak Opoką, Bogiem mocnym, wyczekiwanym Zbawicielem. Pamiętajmy o tym czasie próby.

kazanie na 5 niedzielę zwykłą rok a